Długie zimowe wieczory sprzyjają czytaniu. Powiedzmy sobie szczerze: nie ma lepszego czasu na dobrą książkę! A czytanie jej pod ciepłym kocem i popijanie przy tym gorącej herbaty jest znacznie przyjemniejsze niż wychodzenie na zewnątrz, gdzie przeważnie jest teraz ciemno, zimno i mokro.
Oczywiście, każda pora roku ma swoje plusy, ja tam lubię też te szare, zimowe dni, ale wiem, że wiele osób czeka już z utęsknieniem na wiosnę. Zanim więc wiosna wybuchnie zielenią i ruszymy w plener na spacery, rowery i po wszystkie inne terenowe aktywności, czytajmy ile sił i cieszmy się tym czasem.
A co czytać? Dzisiaj mam dla Was 6 książek polskich autorów.
Jest coś humorystycznego, wnętrzarska książka-album, powieść, która zabierze Was w podróż w czasie po miejscach i historiach, ale też pozycje trudniejsze, która skłaniają do refleksji.
Dziękuję!
Sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź zapis. Do usłyszenia!
„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” — Joanna Kuciel-Frydryszak
O tej książce w ostatnim roku mówiło się w Polsce dużo i jest spora szansa, że już o niej słyszeliście jednak “Chłopki. Opowieść o naszych babkach” autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak to dla mnie książka wyjątkowa. Przeczytałam ją krótko po premierze i od razu kupiłam też kilka egzemplarzy dla bliskich.
Bo ogromnie cieszy mnie to, że w końcu otworzyliśmy się na ten „ludowy” rozdział naszej historii i zaczęliśmy mu się uważniej przyglądać. Dlatego też słowo “naszych” w tytule jest bardzo ważne i dobrze, że ono się tam znalazło.
To podkreśla jak bardzo wspólny jest dla nas poruszany w niej temat, bo zdecydowana większość naszego społeczeństwa wywodzi się ze wsi, z ludności wiejskiej, a przede wszystkim z warstwy chłopskiej.
Więc chociaż mamy w głowie obraz naszych korzeni raczej jako tych inteligenckich i szlacheckich i pewnie wiele osób gdzieś tam po cichu wolałoby, żeby w ich drzewie genealogicznym znalazł się jakiś przodek ze znanym rodowym herbem, to jednak różne badania pokazują, że większość z nas pochodzi od chłopów.
Domyślałam się, że tutaj niektórzy mogą powiedzieć, że ich rodzina pochodziła z miasta, a nie ze wsi. Warto jednak pamiętać, że ludność miast w dużej części też stanowili… chłopi, którzy migrowali ze wsi do miasta, aby podjąć pracę zarobkową w fabrykach i zakładach i stawali się robotnikami lub służącymi.
I tutaj zahaczamy też o drugą, a właściwie pierwszą książkę Joanny Kuciel-Frydryszak, bo “Służące do wszystkiego” zostały wydane przed “Chłopkami”. W tamtej pozycji opisane są właśnie losy dziewczyn i kobiet, które ruszyły ze wsi do miasta na służbę “u Państwa”, bo praca służącej chociaż była ciężka, często za grosze i w kiepskich warunkach, mimo wszystko była dla tych kobiet ze wsi awansem i szansą na wejście do lepszego świata niż ten wiejski.
Płynnie wracamy do “Chłopek”. Ta książka pozwala poznać i zrozumieć to, o czym nasze babcie i prababcie czasami mówić nie chciały, a pewnie często też nie umiały, czyli jak wyglądało życie kobiet na wsi. A wyglądało tak, że w czasie lektury często łzy same cisną się do oczu.
Kiedy wpisywałam w edytorze tekstu słowo „Chłopki”, słownik czasami podkreślał je jako błąd. I jest w tym coś smutnego.
Jakby ta żeńska odmiana słowa była nieistotna dla słownika, tak jak przez wiele lat nieistotna była historia tych kobiet. Kobiet ze wsi. Często analfabetek, jak moja prababcia, bo kobiecie nie jest potrzebne wykształcenie, a mąż. Gospodyń pracujących w domu, w gospodarstwach u siebie albo u bogatszych. Biednych, upokarzanych i nieważnych. Bo ważne było tylko to, żeby wypchnąć je z domu i dobrze wydać za mąż. Może na tyle dobrze, żeby coś jeszcze z tego ich małżeństwa mieć.
Jestem wdzięczna autorce, że wykonała tę pracę. Dała wiejskim kobietom głos i opowiedziała ich historię. A w zasadzie nie tylko ich, bo też pokoleń, które przyszły potem. „Wybiły się” ze wsi, do miasta, ukończyły szkoły, zaczęły się obracać w innym środowisku, a potem żyły w tym nowym otoczeniu, w poczuciu niedopasowania, wstydząc się tego skąd są. Przepełnione lękiem, aby ich zachowanie i język nie zdradziły największego, wstydliwego sekretu, którym tylko czasami dzieliły się z kimś szeptem: „Że pochodzą ze wsi. Z chłopskiej rodziny”.
Myślę, że trudno zrozumieć nam historię swojej własnej rodziny, ale też szerzej, naszego społeczeństwa, bez poznania tej części historii, którą opisała Joanna Kuciel-Frydryszak.
„Stulecie Winnych” — Ałbena Grabowska (wszystkie tomy)
Zacznę może od tego, że po polskie książki obyczajowe nie sięgam zbyt często, bo trudno mi znaleźć w nich dobre, wciągające historie. Jednak seria „Stulecie Winnych” autorstwa Ałbeny Grabowskiej jest tu wyjątkiem.
Wciągnęła mnie na 3 tomy, dodatkowo wydane opowiadania, a nawet serial o tym samym tytule, który oglądałam razem ze starszymi pokoleniami kobiet w rodzinie. Wciąż czekam na kolejny sezon “Stulecia” , ale niestey nie wiem, czy się doczekam i czy w ogóle będzie nagrywany.
„Stulecie Winnych” to saga, która opowiada o losach trzech pokoleń bliźniaczek. Jest tu trochę błędów, trochę nieścisłości, ale myślę, że w takich powieściach nie szukamy tego, żeby było idealnie, tylko, żeby nas wciągało i poruszało, a historia rodziny Winnych jest wciągająca, bohaterowie są interesujący i czyta się ją przyjemnie i szybko.
Podsumowując: to dobra książka obyczajowa dla osób, które lubią kiedy do opowieści wplecione są wątki historyczne.
„27 śmierci Toby’ego Obeda” — Joanna Gierak-Onoszko
„27 śmierci Toby’ego Obeda”, to wstrząsający reportaż (nagrodzony m.in. Nagrodą Literacką Nike, czy Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki), który autorka stworzyła w czasie swojego dwuletniego pobytu w Kanadzie.
To mocna książka, o trudnych tematach, która zostaje w głowie na długo. Opowiada o tym, jak traktowane były Pierwsze Narody, a przede wszystkim ich dzieci. Odbierane rodzicom, zamykane w internatach (autorka skupia się przede wszystkim na tych prowadzonych przez duchownych), a tam brutalnie krzywdzone i maltretowane. Przy czym te słowa brzmią nieadekwatne do skali przemocy i nadużyć, których doświadczyły tam dzieci.
Czasami trudno uwierzyć, że to wszystko może być prawdą, a także, że działo się to wcale nie tak dawno temu. To nie są jednostkowe przypadki, to działo się tysiącom ludzi.
To pozycja z kategorii tych, od których trzeba odpoczywać w trakcie czytania, bo człowiek nie może w sobie pomieścić tych okrucieństw, bólu i drastycznych historii ofiar oraz ich potomków.
Bo tych drastycznych szczegółów i takiej surowości tych sytuacji jest w książce dużo . I dobrze, że tak jest. To chociaż autorka opisała wszystko z naprawdę dużą wrażliwością, to książka jest po prostu bardzo ciężka i trudno przez nią przebrnąć, ale z uwagi na temat, nie na sposób jej napisania.
„Dizajn miejsc codziennych” — Aleksandra Koperda
Mam wrażenie, że opis tej książki jest trochę przesadzony, przez co zbiera niskie oceny i rozczarowuje wiele osób zawartością.
A szkoda, bo „Dizajn miejsc codziennych”, który napisała Aleksandra Koperda, to bardzo przyjemna pozycja, którą określiłabym jako „pięknie wydany album pełen ciekawych rozmów wokół projektowania wnętrz i przestrzeni”.
Rozmów, bo książka zbudowana jest w znacznej części z wywiadów z ludźmi, głównie mieszkańcami tych przestrzeni.
Poznajemy ich wnętrza w pewnym sensie przez nich samych, dlatego uprzedzam, że nie brakuje tu historii o tym, gdzie się poznali, skąd się wzięło ich zamiłowanie do wnętrz i co sprawiło, że tak, a nie inaczej zaprojektowali swoje przestrzenie (nie tylko mieszkalne, ale też użytkowe).
Książka jest ładnie wydana, pełna pięknych zdjęć aranżacji, wnętrzarskich inspiracji i ciekawostek z historii dizajnu. Nie brakuje też poleceń sklepów ze starociami, czy wartych odwiedzenia pchlich targów w różnych polskich miastach polecanych przez mieszkających tam rozmówców.
Czym książka nie jest?
To nie jest praktyczny poradnik urządzania mieszkania krok po kroku.
Pomoże raczej znaleźć inspiracje, podejrzeć, jak wyglądają stylowe wnętrza, gdzie umiejętnie łączone są zwykłe rzeczy z sieciówki z klasykami designu i unikatowymi drobiazgami.
„Korowód” — Jakub Małecki
„Korowód” jest inny niż pozostałe książki Jakuba Małeckiego, ale dopiero ten tytuł wciągnął mnie w twórczość autora tak mocno, że przeczytałam 7 kolejnych.
Czy „Korowód” jest najlepszy? Trudno o tym wyrokować, ale że to od „Korowodu” zaczęło się moje zachłyśnięcie twórczością Jakuba Małeckiego, to właśnie on trafia jako polecenie do tego zestawienia. Może podobnie będzie u Was.
W „Korowodzie” słowa są piękne, a do tego tak trafnie wyrażają stany oraz emocje, że chciałoby się je zapamiętać, żeby potem przy odpowiedniej okazji ich użyć. Bo ma się takie poczucie, że można by nimi lepiej niż własnymi nazwać i wyrazić, co w nas siedzi.
Książka zbiera różne oceny, bywa nierozumiana. Rzeczywiście, wydaje się dziwna, poplątana, jakby niedopracowana. Ale wciąga jak paczka orzeszków w posypce — nie odłożysz jej, dopóki nie zobaczysz dna opakowania.
Trudno w kilku zdaniach opisać, o czym konkretnie „Korowód” jest. To miks form, miejsc i ludzkich historii. Opowieść o tym, co nam się przydarza i jak wpływa to na życia innych, którzy są obok i przyjdą po nas.
Bo te nasze historie są właśnie jak cień. Z tą różnicą, że nie nie opuszczają nas nawet w pełnym słońcu, a my, chociaż próbujemy od nich uciekać, bo czasem mocno utrudniają nam życie, koniec końców zaczynamy rozumieć, że to niemożliwe i uczmy się z nimi żyć.
Tyle że Jakub Małecki umie o tym powiedzieć znacznie piękniej niż ja do tego tak, że chwyta człowieka za serce.
„Pypcie na języku” — Michał Rusinek
Na koniec „Pypcie”.
“Pypcie na języku Michała Rusinka”, to lekkie, przyjemne felietony. A co w tych felietonach? Anegdoty językowe o tym, jak się przejęzyczamy, o źle dobranych słowach i językowych błędach z poczuciem humoru , z przymrużeniem oka.
Czyli z dystansem o tym, jak się potykamy na języku polskim.
Jak zawsze czekam też na Wasze polecania. Jakie dobre polskie książki czytacie, co polecacie?
Dziękuję!
Sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź zapis. Do usłyszenia!